Piszemy o wszystkim co nam się tak naprawdę nie podoba i z czego jesteśmy niezadowoleni

Tu można pisać o wszystkim co nam się nie podoba i co byśmy chcieli zmienić

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

Ogłoszenie

Na Forum piszemy w miarę kulturalnie nie ubliżamy piszącym .Nie używamy wulgarnych słów .Nie wstawiamy Reklam .Możemy politykować i się sprzeczać wyrażać swoje opinie o innych .Jak będziesz miły i uprzejmy to przekonasz się że świat nie jest taki zły . Uśmiechnij Się Jutro Będzie Lepiej . Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

#1 2011-12-01 07:19:43

 Irena Anna C

Administrator

7029924
Call me!
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2011-07-26
Posty: 72

Prawda ojca

Prawda ojca
http://m.onet.pl/_m/7b4801e2ae5e6e3ce14799a133caf8db,37,1,0-68-3104-1586-0.jpg

Włodzimierz Olewnik, fot. Dominik Dziecinny / Agencja Gazeta
Od 10 lat walczy o wyjaśnienie okoliczności porwania i śmierci syna. Teraz sam znalazł się na celowniku prokuratury. Jakie tajemnice skrywa senior rodu Olewników?

Nieoznakowane radiowozy, policyjni tajniacy z pistoletami w kaburach, prokuratorskie nakazy rewizji. Przetrząsanie domów od piwnic po strychy. Konfiskata komputerów, dysków, sprzętu elektronicznego oraz segregatorów z dokumentami. Prokuratura wydała oświadczenie o "przeszukaniu miejsc zamieszkania członków rodziny Olewników w celu zabezpieczenia istotnych dowodów w sprawie". Chwilę później pojawił się kolejny, jeszcze bardziej sensacyjny komunikat – Krzysztof Olewnik mógł współpracować z porywaczami (na jednym z nagrań słychać, jak instruuje przestępców: "Niech Jacek z Iwoną jadą"), a rodzina nie mówi śledczym całej prawdy (nagrania i listy noszą ślady manipulacji), wręcz ukrywa część dowodów (np. nagranie z kamery monitoringu sprzed domu Krzysztofa). – Weszli jak do domu bandyty – komentował na gorąco zdenerwowany Włodzimierz Olewnik.

Historia uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika jest jak powieść szkatułkowa. Fabuła składa się z odrębnych opowiadań, których połączenie daje dopiero pełny obraz. Najnowszy wątek nie jest ukończony, to tylko hipoteza przyjęta przez prokuraturę. Ma ją potwierdzić analiza dokumentów i danych przejętych w mieszkaniach członków rodziny Olewników. Czy Krzysztof sfingował swoje uprowadzenie? Jaki miał motyw? Czy miała z tym związek krew znaleziona w jego domu? Czy feralnego wieczoru doszło tam do zabójstwa i w ten sposób chłopak chciał się wywinąć od odpowiedzialności? I dlaczego rodzina miałaby kręcić, zwłaszcza teraz, gdy ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że Krzysztof nie żyje? Na te pytania nie ma jeszcze odpowiedzi. Ale jeśli trop podjęty przez prokuraturę jest właściwy, całą historię trzeba będzie pisać od nowa.

Jeśli tak się stanie, na jej głównego bohatera wyrośnie ojciec Krzysztofa. Przecież to on w pierwszych miesiącach po zniknięciu syna prowadził prywatne dochodzenie. Używał swoich pieniędzy, kontaktów i wpływów. Spotykał się z ludźmi z lokalnego półświatka, wynajmował detektywów, płacił informatorom, negocjował wysokość okupu. A potem walczył, by organy ścigania należycie zajęły się sprawą. Odwiedzał ministrów i posłów, pukał do wszystkich drzwi.

Ambitny mechanik

W Drobinie, rodzinnym miasteczku Olewników, sprawa Krzysztofa jest nadal tematem numer jednej. Wszyscy się znają i trudno utrzymać cokolwiek w tajemnicy. Trzy tysiące mieszkańców, prostokątny rynek z zapuszczonymi kamieniczkami, późnogotycki kościół. Kilka sklepów, parę zakładów rzemieślniczych. Zapchana szosa łącząca Warszawę z Toruniem, która jest jakby eksterytorialna – tiry i osobówki ledwie w Drobinie zwalniają.

Włodzimierz Olewnik to obywatel numer jeden lokalnej społeczności. "Pan Włodzimierz" – mówią o nim w miasteczku. Jest najbogatszym mieszkańcem i największym pracodawcą. Jego zakłady mięsne produkują na cały kraj i na eksport. Sama flota samochodów firmy to przeszło 50 ciężarówek. Nie ma rodziny, w której ktoś nie pracowałby u Olewnika. I nie ma człowieka, który by panu Włodzimierzowi nie współczuł.

– Wszystko, co ma osiągnął własną pracą. I wierzył, że sam wyciągnie syna z kłopotów – ocenia jeden ze znajomych Olewnika z Drobina. Poznał go prawie 40 lat temu, gdy Włodzimierz, świeżo upieczony absolwent technikum rolniczego, zaczynał pracę w miejscowym Państwowym Ośrodku Maszynowym (wypożyczalni sprzętu i maszyn rolniczych). – Był mechanikiem, naprawiał traktory. Zarabiał grosze. Mieszkał w jakimś wynajętym pokoju – opowiada mieszkaniec Drobina, który prosi o zachowanie anonimowości.

A jednak mechanik w POM to w tamtych czasach był ktoś. Części zamienne do maszyn były nieosiągalne, więc każdy z mechanikiem chciał trzymać sztamę. Taka znajomość zawsze mogła zaprocentować. Podobnie jak znajomość z jego żoną Ewą, wagową, a z czasem kierowniczką w lokalnym punkcie skupu. – Byli to ludzie skromni, ale porządni i szanowani. Włodek prawie nie pił alkoholu. I jak się okazało, mądrze robił – ocenia inny znajomy.

Włodzimierz miał niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy się ożenił z Ewą. Wkrótce urodziła się im córka Anna. Cztery lata później na świat przyszła Danuta. Trzecim, najmłodszym dzieckiem, był syn Krzysztof, urodzony w 1976 roku. – Dla dzieci surowy i wymagający – mówią o Włodzimierzu Olewniku znajomi rodziny.

Praca na państwowym garnuszku nie satysfakcjonowała młodego mechanika. Mniej więcej wtedy, gdy na świat przyszedł Krzysztof, Włodzimierz postanowił przejść na swoje. W Świerczynku, kilka kilometrów szosą od Drobina, kupił niewielkie gospodarstwo. I zamiast obsiać pole zbożem albo sadzić ziemniaki, tak jak sąsiedzi, zaczął eksperymentować (na ile to w późnym PRL było możliwe). Najpierw była hodowla nutrii, interes niezbyt udany i szybko zlikwidowany. Potem produkcja pustaków ze spiekanego żużlu (do dziś w okolicach Drobina stoją obory zbudowane z materiałów od Olewnika). Kolejno produkcja pasz dla zwierząt (kiedyś trudnych do zdobycia). Aż wreszcie hodowla trzody chlewnej.

To był strzał w dziesiątkę. W drugiej połowie lat 80. władza już nie wtrącała się w prywatny handel mięsem. Rynek był w stanie wchłonąć każdą ilość towaru. Rąbankę rozchwytywano wprost z bagażników samochodów. Wieprzowina z Drobina jechała do Płocka, Ciechanowa, Płońska. Hodowla świń rozrastała się z każdym miesiącem. Gdy upadała komuna, Włodzimierz Olewnik był już producentem mięsa na skalę przemysłową i zamożnym człowiekiem.

W roku 1989 jeszcze bardziej rozwinął skrzydła. Założył zakład masarski, pierwszą prywatną wytwórnię wędlin w dawnym województwie płockim, oraz sklep firmowy w Drobinie. Kupił też chylący się ku upadkowi zakład mięsny w Sierpcu, gdzie urządził nową ubojnię z rozbiorem tusz. – Mieli znajomą kierowniczkę w banku spółdzielczym i brali kredyty. Inni się bali, a on nie. Bo moim zdaniem bez znajomości Włodek na te wszystkie interesy nie miałby szans – opowiada znajomy Olewnika. Sekretarz partii, naczelnik rady narodowej, komendant komisariatu milicji, prezes klubu sportowego, przewodniczący gminnej spółdzielni. W mieście takim jak Drobin rączka rączkę myje. – Tu zawsze rządziła sitwa. Kto nie był w układzie, ten się nie liczył – mówią mieszkańcy Drobina. Gdy pytam, czy Włodzimierz Olewnik był częścią tego układu, słyszę tylko śmiech.

Głuchy telefon

Tymczasem mięsny interes szedł znakomicie, a Włodzimierz Olewnik ciągle inwestował: kupił PGR w Krajkowie, spółdzielnię produkcyjną za Raciążem, w Mokrzku bazę po Gminnej Spółdzielni. Stał się wojewódzkim, a potem krajowym potentatem branży mięsnej. – Proszę pana, ja od 30 lat nie miałem wakacji – tak w jednym z wywiadów tłumaczył tajemnicę swojego sukcesu.

Ale o firmie zrobiło się głośno dopiero 27 października 2001 roku, gdy z willi pod Drobinem zniknął jego syn. Stało się to kilka godzin po zakończeniu imprezy, na której u Olewników bawiła się wierchuszka lokalnej policji. Bowiem Włodzimierz Olewnik miał doskonałe wejścia także w policji. Z Maciejem Książkiewiczem, komendantem płockiej policji, był po imieniu. Inspektor złożył mu nawet propozycję, by wspólnie przejęli zakład mięsny na warszawskim Służewcu. Funkcjonariusz miał być cichym udziałowcem. Włodzimierz Olewnik odmówił.
Kilka tygodni później, 29 listopada 2001 roku, do przedsiębiorcy z Drobina zadzwonił ktoś z niezidentyfikowanego numeru. Policja sporządziła potem stenogram z rozmowy, w którym X to Włodzimierz Olewnik, a Y – jego syn:

"X: Halo, halo, nic nie słyszę, proszę głośniej.

Y: Cześć, to ja, Krzysiek, porwali mnie dla okupu... i chcą trzysta tysięcy dolarów... do kupy... porwali mnie przez to, że kazałeś masarnię jakąś spalić... Wynająłeś ludzi, którzy spalili masarnię i przez to takie problemy są... Ja nawet nie wiem, o co chodzi..., a poza tym w miarę się czuję... Dobrze jest... na razie, cześć, kocham cię... Trochę jestem potłuczony, na samym początku mnie zbili, ale na razie jest dobrze... Czekam na jakąś odpowiedź... Słuchaj, jak chcesz coś powiedzieć, to mów do słuchawki, oni wszystko nagrywają... i to mi później przekażą".

Zemsta za spalenie masarni konkurencji była jedną z pierwszych hipotez przyjętych przez policję. Szybko została porzucona, bo w ostatnich miesiącach przed porwaniem nie było żadnego pożaru w zakładach mięsnych na terenie kraju. Niestety, dalej ze śledztwem było już tylko gorzej. Po latach błędy i zaniedbania policji oraz prokuratury stały się przedmiotem badań sejmowej komisji śledczej. Czytając raport z jej działalności, można odnieść wrażenie, że gdy zniknął młody Olewnik, w policji pracowali harcerze, a w prokuraturze – relegowani studenci prawa. Symbolem dyletanctwa była operacja przekazania okupu, której mimo współpracy rodziny nie zabezpieczała policja.

A przecież sprawa nie była nie do rozwiązania. Drobin to niewielkie miasteczko między Sierpcem a Płockiem. Tu wszyscy wiedzą, gdzie jest kamienica, w której mieszkał Robert Pazik, lokalny bandziorek, skazany na dożywocie za zabójstwo Krzysztofa Olewnika (powiesił się potem w celi). Wszyscy też wiedzą, że przecznicę dalej mieszkał Ireneusz Piotrowski, elektromonter z zawodu, który teraz odsiaduje wyrok 14 lat za udział w uprowadzeniu Krzysztofa. Wszyscy pamiętają też Eugeniusza D., "Gienka", innego lokalnego kryminalistę (obecnie poszukiwanego listem gończym), do którego o pomoc zwrócił się Włodzimierz Olewnik. Pośrednikiem w tych kontaktach był Grzegorz K., szef powiatowego SLD, wicestarosta sierpecki, a potem jeden z dyrektorów w PKN Orlen. "Gienek" twierdził, że ma kontakt z porywaczami, więc Włodzimierz Olewnik zaczął mu płacić – w sumie ok. 160 tys. złotych. Aż 800 tys. złotych zainkasował Andrzej K., ps. "Gruby", gangster z Pomorza, który także zaoferował swoją pomoc. Kolejne kilkadziesiąt tysięcy wziął Paweł K., dziennikarz lokalnej gazety z Płocka, który również twierdził, że ma pewny trop. Opowiadał, że pisząc reportaż poznał człowieka, który zna los Krzysztofa. Wszyscy okazali się oszustami, wyłudzającymi pieniądze od zamożnego przedsiębiorcy. – Chciałem za wszelką cenę ratować syna – tłumaczył przed komisją śledczą Włodzimierz Olewnik.

Wersja nowa, ale stara

Gdy trzy lata temu sprawa Krzysztofa została przeniesiona do prokuratury w Gdańsku, Włodzimierz Olewnik poprosił o wgląd w akta. W czasie lektury dokumentów nagle rzucił się na towarzyszącego mu prokuratora. Dowiedział się bowiem, że w latach 2003-2006 on i jego rodzina byli inwigilowani przez policję, która podejrzewała ich o związek z uprowadzeniem.

Teraz prowadzący śledztwo powtórnie sprawdzają tę wersję. Muszą zbadać 300 przedmiotów i dokumentów zabezpieczonych u Olewników. "To wszystko nieprawda. To wyglądało zupełnie inaczej" – krzyknął Robert Pazik, gdy sąd skazywał go na karę dożywocia. Dziś tamte słowa mogą szczególnie zastanawiać.


irenaanna /Pszczoła/
http://www.11street.pl/vardata/gify/smerfy/smerfy002.gif

Offline

Świat jest taki wspaniały a ludzie tego nie doceniają. Pamiętaj co masz zrobić jutro zrób dziś . Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wsei120infa.pun.pl www.gamecorner.pun.pl www.bajubaju.pun.pl www.klanman.pun.pl www.poke.pun.pl